Urocze miasteczko Santa Maria, lemon sharks, błękitne oko i szmaragdowy Ocean – czyli tydzień na wyspie Sal
Od czego
by tutaj zacząć? Może po prostu od początku, czyli od wylądowania na wyspie:).
Tydzień na wyspie Sal – WYSPY ZIELONEGO PRZYLĄDKA
Jak wspomniałam w poprzednim poście nasz lot był bardzo męczący. Do hotelu dotarliśmy dopiero koło północy i nie mieliśmy ochoty nawet na jedzenie. Wzięliśmy wyczekany prysznic i zamiast iść spać, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać o locie. Mimo zmęczenia tak nam dobrze się rozmawiało, że położyliśmy się dopiero koło godziny 3 nad ranem. Nie wiem o co chodziło, może o klimat, ale każda moja pobudka na tej wyspie była czystą przyjemnością. Każdego ranka budziłam się bardzo wcześnie, ale wypoczęta, pełna życia i ochoty do działania. Chciałabym tak na co dzień… W realu moje pobudki nie wyglądają tak dobrze. Ok, ale wróćmy do tematu.
Nasz pierwszy dzień na wyspie był stricte rozpoznawczy. Tuż po śniadaniu od razu udaliśmy się na plażę by zobaczyć kolor wody – nie zawiodłam się - był idealny. Lazurowa, czysta woda, na którą można było patrzeć bez końca. Atlantyk kolejny raz nas zachwycił! Uroku dodawały butki ratowników, wystawione deski surfingowe oraz bambusowe parasole. Klimat iście wakacyjny i właśnie tego nam było potrzeba. Nasz pierwszy dzień upłyną na plażowaniu, opalaniu i relaksie. Wieczorem natomiast zrobiliśmy krótki spacer plażą do miasteczka by również rozeznać teren. Miasteczko Santa Maria obłędne! O czym za chwilę się przekonasz.
Shell Cemetary Beach, muszle i suferzy na falach
W drugim dniu postanowiliśmy się wybrać na Shell Cemetary Beach – plażę pełną dużych muszel, które woda wyrzuciła na brzeg. Cudowne miejsce, ale nie popełniaj tego błędu co ja i idąc tam załóż buty! Z informacji, które zostały nam udzielone byliśmy prawie pewni, że idąc na plażę Shell Cemetary będziemy szli po piasku, okazało się jednak inaczej. Faktycznie, 1/3 drogi przeszliśmy plażą z czyściutkim piaskiem, później jednak to się zmieniło. Aby dojść do plaży muszel trzeba było ominąć restaurację na skarpie, a więc musieliśmy wejść w miasteczko. Następnie plażą doszliśmy do jakby żwirkowej drogi, przez którą przejście boso było ogromnym wyzwaniem. Jednak udało się! Dotarliśmy do plaży Shell Cemetary, która wyglądała genialnie. Z jednej strony widok na Ocean Atlantycki i mnóstwo muszel, z drugiej krajobraz niczym z Marsa. Widoki cudowne! Nie odmówiliśmy sobie i nagraliśmy kilka filmików dronem, które możesz zobaczyć na Instagramie lub klikając w poniższy link:
Klimatyczne miasto Santa Maria
Trzeciego dnia postanowiliśmy się udać w poszukiwaniu murali w miasteczku Santa Maria. To totalnie klimatyczne miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc na wyspie Sal. Pastelowe budynki, murale, wąskie uliczki, targowiska i cudowne widoki na plażę oraz pustynne przestrzenie. Spacer po Santa Maria jest obowiązkowym punktem, tym bardziej, że miasteczko jest niewielkie, więc można je zwiedzić w jeden wieczór i poczuć klimat życia caboverdejczyków, bo właśnie tak mówi się tam na lokalną społeczność.
W kolejnym dniu udaliśmy się na wycieczkę, którą wcześniej
wykupiliśmy. W jeden dzień zwiedziliśmy praktycznie większą część wysypy:
zatoka Murdeira, Palmeira, baseny lawowe Buracona, fatamorgana w Terra Boa,
saliny w Pedra da Lume.
Zatoka Murdeira, Palmeira, baseny lawowe Buracona, fatamorgana w Terra Boa, saliny w Pedra da Lume
Jeśli tylko mamy możliwość, wybieramy wycieczki na własną rękę. Tutaj
z racji, że była to Afryka, postanowiliśmy wykupić wycieczki zorganizowane. Nie
żałujemy, ale z drugiej strony spokojnie mogliśmy wynająć samochód by
pozwiedzać wyspę samemu.
Zatoka Murdeira
Pierwszy punkt, zatoka Murdeira i Monte Leão, czyli Lwia Góra. To niewielka plaża otoczona przez skały z których ciągnie się widok na błękitne wody Oceanu Atlantyckiego. Zatoka ta jest obszarem chronionym, gdzie można podziwiać bogate życie podwodne i piękne rafy koralowe. W zatoce Murdeira można również spotkać żółwie, które składają tam jaja, ale tylko w określonych miesiącach.
Palmeira
Kolejne urocze miejsce, czyli wioska rybacka Palmeira. To malownicze domki, gdzie można kupić pamiątki, pospacerować między uliczkami i zobaczyć jak żyją lokalni mieszkańcy. Palmeira to jedno z ważniejszych miejsc na wsypie, a to dlatego, że mieści się tam port, w którym transport przywozi towary potrzebne do codziennego życia.
Baseny lawowe, Buracona i blue eye
Miejsce, które chyba najbardziej mnie ciekawiło, czyli blue eye. Bilet wstępu kosztował nas około 3 euro za osobę, ale czy było warto? Aby dojechać do Buracona, bus musiał pokonać kilkanaście kilometrów przez pustynię. Buracona to miejsce gdzie można zobaczyć specyficzną grę świateł i przepiękną szmaragdową wodę. Mimo, iż my byliśmy tam za wcześnie i nie udało nam się zobaczyć blue eye to było warto. Skały i obijająca się o nie szmaragdowa woda to niesamowity widok, który zostaje w pamięci na długo.
*Blue eye to nic innego jak dziura w skałach, która około południa, ukazuje jakby oko. W dziurze można pływać, ale tylko wtedy gdy prądy są słabe, a ocean spokojny.
Ponadto podczas pobytu na Buracona i ogólnie całej tej wycieczki, mogliśmy być światkami ciekawego zjawiska. Mimo, iż niebo było praktycznie bezchmurne, to słońce nie mogło się przedostać przez piasek, który czuć i widać było w powietrzu. Piasek pochodzący z Sahary przybył na wyspę z wiatrem.
Fatamorgana w Terra Boa
Kilka kilometrów dalej, dokładnie w Terra Boa wysiadamy z busu, by zobaczyć zjawisko fatamorgany. Zdjęcia tego nie oddadzą, ale faktycznie przyglądając się w dal można było zobaczyć wodę, której w rzeczywistości nie było. Ciekawe doświadczenie, czyli załamanie świateł w warstwach powietrza o różnej temperaturze.
Słone jeziora w Pedra da Lume
Zanim trafiliśmy na słone jeziora, po drodze mogliśmy zobaczyć główne miasto na wyspie Sal czyli Espargos, gdzie zamieszkuje ponad 17 tysięcy mieszkańców. Widok nie do końca przyjemny, gdyż w dużej mierze nie były to domy, a baraki zbudowane z przeróżnych rzeczy. Caboverdejczycy wolą jednak mieszkać w Espargos, a to dlatego, że życie tam jest dużo tańsze niż w Santa Maria.
Wejście do salin kosztowało nas około 4 Euro za osobę. Saliny mieszczą się w kraterze wygasłego wulkanu, to wizytówka wyspy, gdzie wydobywano sól do lat 80-tych. Aktualnie to miejsce typowo turystyczne, gdzie można wejść do wody i poczuć się jak w Morzu Martwym. Kąpiel w salinach to nie tylko dobra zabawa, ale i właściwości lecznicze. Podobno woda, która się tam znajduje wpływa pozytywnie na nasze zdrowie i urodę. Po kąpieli zaleca się nie zmywanie soli z ciała przez jakiś czas – oczywiście tak zrobiliśmy!
Degustacja lokalnych alkoholi
Podczas wycieczki mieliśmy również okazję wypróbować lokalnych alkoholi. Tak więc wróciliśmy w punkt wyjścia, do zatoki Murdeira, by skosztować trunków wyrabianych przez caboverdejczyków. Nowe smaki i aromaty - było warto. Następnie udaliśmy się do hotelu by zjeść obiad i odrobinę poplażować.
Ten dzień był efektowny
i naprawdę fajny!
Zatoka rekinów
Podczas pobytu na Sal zdecydowaliśmy się na jeszcze jedną wycieczkę, czyli Zatokę Rekinów. Mimo, iż ogromnie się bałam, nie mogłam sobie jej darować. Przyznam szczerze, że wyobrażałam sobie nieco inaczej tą wycieczkę. Myślałam, a nawet byłam pewna, że będziemy stać na skale i podziwiać rekiny z góry, a tu zdziwienie – chodziliśmy między lemon sharks. Niezwykłe doświadczenie. Weszliśmy do wody, a obok nas pływały małe baby sharks, kilka/kilkanaście metrów dalej można też było zobaczyć znacznie większe rekiny. Lekka adrenalina i dużo pozytywnych emocji. Koniecznie trzeba tam być. Na tej wycieczce mieliśmy też okazję zobaczyć saliny z góry, piękny widok!
PODSUMOWUJĄC
Wyjazd na Wyspy Zielonego Przylądka, a dokładnie wyspę Sal, był niesamowitym doświadczeniem. Przepiękne widoki, dużo pozytywnych emocji, nowa kultura, sympatyczni ludzie! Czasem zastanawiam się dlaczego tak nie może być w naszym kraju, dlaczego każdy każdemu kładzie kłody pod nogami. Może jako naród powinniśmy się uczuć pozytywnego nastawienia i uczynności od tych znacznie biedniejszych miejsc na świecie?
Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam, a zachęciłam do wizyty na wyspie Sal. Sama mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, choć nie ukrywam, że ciągnie mnie też w inne kierunki świata.
Podoba Ci się ten wpis? Podaj go dalej i zostaw komentarz.
Do następnego!
Komentarze
Prześlij komentarz