Zanzibar 2021 –
jaki wybraliśmy hotel i co udało nam się zobaczyć?
Zanzibar to kompletnie inna wyspa od wszystkich, które do tej pory
widzieliśmy. Nie można jej porównać ani z Kubą, ani z żadną europejską wyspą.
Tutaj wszystko jest inaczej, zaczynając od tego, że jest to wsypa pełna
zieleni. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam tak zielonego miejsca
jak Zanzibar, tutaj aż roi się od przepięknych drzew, krzewów czy po prostu
trawy, co ma w sobie niesamowity urok, ale można było się tego spodziewać - w
końcu to tropiki. Skoro już o klimacie mowa, to wspomnę o pogodzie.
Pogoda na Zanzibarze w marcu
Na Zanzibarze pora deszczowa to kwiecień i maj. My udaliśmy się tam w
połowie marca, a więc pogoda była niesamowita! Codzienne słońce i temperatury
powyżej 30 stopni, dodatkowo upał nasilała duża wilgotność powietrza. Każdego
dnia podczas naszego pobytu mniej więcej w południe pojawiał się intensywny,
10-cio minutowy deszcz, po którym wychodziło jeszcze silniejsze słońce. Tak
więc na pogodę nie narzekaliśmy. Jeśli lubisz słońce i upał to Zanzibar jest
właśnie dla Ciebie – było pięknie!
Wybór hotelu na Zanzibarze
Szukając miejsca na urlop, mieliśmy upatrzonych kilka hoteli, niemniej
jednak ostatecznie wyszło tak, że któregoś wieczoru tuż przed snem pojawiła się
oferta (ktoś nagle zrezygnował), zarezerwowaliśmy ją i tak już jakoś poszło.
Oczywiście nie opłaciliśmy jej od razu. Nazajutrz dokładnie przepatrzyliśmy
hotel i dopiero wtedy zapadła decyzja – lecimy! Tak więc wybór hotelu był
przypadkowy, ale kompletnie nie żałujemy!
Sea Cliff Resort & Spa
To pięciogwiazdkowy hotel położony na klifie na północno-zachodnim
wybrzeżu Zanzibaru. Mieszczący się około 25 km od Stone Town i 24 km od
lotniska. Jakieś 800 m od hotelu znajduje się plaża, na której chętnie
wypoczywaliśmy. Z hotelu jest przepiękny widok na zachwycający zachód słońca.
Teren obiektu to niesamowite ogrody, w których chowały się ptaki i urocze
lemury. Ponadto do dyspozycji dwa robiące wrażenie baseny infiniti.
Jeśli chodzi o pokój był bardzo przestronny i w zasadzie niczym się
nie różnił od tych ze zdjęć poglądowych. Jedynym mankamentem były dodatkowe
drzwi, przez które było słychać krzyki sąsiadów, przez co mieliśmy kilka nieprzespanych
nocy.
W hotelu Sea Cliff Resort & Spa serwują pyszne jedzenie, choć
trochę żałowałam, że był mały wybór owoców, a przecież z tego słynie Zanzibar.
To jedyny minus. Niemniej jednak bardzo się cieszymy, że trafiliśmy do tego
hotelu, bo spełnił on nasze oczekiwanie.
Napiwki w hotelu
W poprzednim poście wspomniałam o tym, że nas okradli. Nie było to nic
przyjemnego tym bardziej, że hotel, w którym przebywaliśmy należał do tych z
wyższym standardem. No cóż, jak to ktoś powiedział - w końcu Afryka. Nie
podobała nam się jeszcze jedna rzecz – wymuszanie napiwków. Jeździmy po różnych
hotelach i wiemy, że praktycznie wszędzie każdy czegoś oczekuje, ale tutaj było to bardzo nachalne. W zasadzie
pracownicy wprost mówili o tym, że chcą napiwek. Jak na hotel o takim
standardzie, powinno to wyglądać nieco inaczej.
Odpływy i przypływy, co pływało
w Oceanie?
Ciekawostką jest, że na Zanzibarze są regularne odpływy i przypływy.
Co 6 godzin woda odpływała po to by wrócić później z powrotem na plaże. Podczas
odpływu można było sobie robić długie spacery w głąb oceanu i podziwiać małe
rybki. Było też dużo rozgwiazd i jeżowców, na które należało uważać. Przypływ
sprawiał, że w końcu mogliśmy sobie popływać i posnoorkować w poszukiwaniu
kolorowych rybek.
Jakie zwierzęta udało się nam
zobaczyć na Zanzibarze?
Wybierając się na Zanzibar nie liczyłam, że zobaczę jakieś dzikie
zwierzęta, a tu miła niespodzianka. Już w pierwszy dzień tuż przed snem, gdy
odpoczywaliśmy po długim locie na balkonie odwiedził nas malutki lemur. Był
uroczy i przychodził do nas praktycznie codziennie. Oprócz tego, już na samym
początku miałam przygodę z pająkiem na plecach, a wieczorami hotelowymi
ścieżkami chodziły sobie różne dziwne owady i gady. Poza tym nie udało nam się nic
więcej zobaczyć, ale może to i dobrze :). Podczas pływania na katamaranie
prawdopodobnie widzieliśmy żółwia, ale nie mamy gwarancji. Ponadto mocno
liczyliśmy na spotkanie z rekinami wielorybimi o czym opowiadał nam opiekun
podczas wycieczki Blue Safari.
Katamaran i kajaki
Mieliśmy to szczęście, że nasz hotel oferował atrakcje w postaci
darmowych kajaków, deski i katamaranu. Skorzystaliśmy ze wszystkich aktywności.
Na pierwszy rzut poszedł katamaran, oczywiście ze sternikiem. Pływaliśmy sobie
w okolicy hotelu i odkrywaliśmy jego piękne tereny. Udało się też znaleźć fajną
wysepkę, na którą wyruszyliśmy na drugi dzień kajakami. Z kajakami było trochę
strachu bo nigdy wspólnie tak nie pływaliśmy, ale ostatecznie mieliśmy niezłą
zabawę. Spodobało nam się do tego stopnia, że postanowiliśmy wynająć kajaki na
kolejny dzień. Pływanie deską to była już tylko moja zachcianka. Tak naprawdę
marzyło mi się zdjęcie na desce i tym sposobem próbowałam na niej pływać. Nie
było łatwo, ale nie spadłam. Ogólnie bardzo fajnie, że hotel oferował taką dodatkową
rozrywkę, dzięki czemu nie dało się nudzić.
Co udało nam się zwiedzić?
Udało nam się trafić na hotel, który tak naprawdę dawał nam sporo
atrakcji i to w postaci sportów jak i widoków. Żeby zobaczyć Zanzibarski zachód
słońca wystarczyło zostać nieco dłużej przy basenach i po prostu go podziwiać.
STONE TOWN
Oczywiście będąc na Zanzibarze nie mogliśmy sobie darować wizyty w dzielnicy
Stone Town. Początkowo mieliśmy się wybrać tam z wycieczką, ale kilka dni przed
wylotem napisałam do hotelu z zapytaniem, czy gdzieś w pobliżu hotelu można
wsiąść do autobusu jadącego do miasteczka. Okazało się, że taki transport
oferuje hotel i to całkowicie za darmo. Zrezygnowaliśmy więc z kupna wycieczki
(czego kompletnie nie żałujemy – o czym poniżej) i wybraliśmy się na podbój Stone
Town sami.
Stone Town to jedna z dzielnic miasta, którą będąc na Zanzibarze warto
zobaczyć. Od naszego hotelu do Stone Town dzieliło nas jakieś 30 minut drogi.
Kierowca wysadził nas w jednym miejscu, mieliśmy około 3 godzin na zwiedzanie,
co początkowo wydawało się niewiele, jednak okazało się zupełnie inaczej. Po
wyjściu z busa zostaliśmy po prostu zaatakowani przez nagabywaczy, którzy
chcieli nam pokazać Stone Towne, trzeba
było szybko się oddalić. Dzielnica jest mała, ale nie mając żadnej mapki można
było się zgubić. My na szczęście byliśmy przygotowani i mieliśmy wgraną mapę w
telefonie. Ogólnie po Stone Town pochodziliśmy sobie na spokojnie szukając
przede wszystkim targu. I teraz wyobraź sobie ponad 30 stopni, setki osób, targ
z ciuchami, owocami, jedzeniem itp., gdy podeszliśmy do niego niemalże
natychmiastowo zrobiłam obrót o 180 stopni i ruszyłam w przeciwnym kierunku.
Zapach, który tam poczułam był nie do zniesienia, po prostu nie dałam rady. Tak
bardzo nim przesiąkłam, że po powrocie do hotelu czułam, go w całym pokoju.
Postanowiliśmy więc po prostu spacerować po uliczkach, a na koniec trafiliśmy
do fajnej restauracji, w której przeczekaliśmy kilkuminutowy deszcz. Ostatecznie
ogromnie cieszę się, że nie wykupiliśmy wycieczki, bo gdyby przewodnik kazał mi
chodzić przez godzinę po targu to nie wiem jak by się to mogło skończyć.
Niemniej jednak super, że udało się zobaczyć, chociaż przez chwilę, jak wygląda
życie osób mieszkających na Zanzibarze. To co widzi się w telewizji to prawda.
Dzieci chodzące boso po drogach, panie z koszami na głowach itd.
BLUE SAFARI
Pierwszy raz na takim Blue Safari byliśmy w Egipcie - wspominam go
bardzo miło, widoki były obłędne. Gdy zobaczyłam, że jest możliwość wykupienia
podobnej wycieczki na Zanzibarze nie mogłam sobie odmówić.
Podczas wycieczki Blue Safari płynęliśmy tradycyjną łodzią dhow, która
była niewielka, a więc było ciekawie zwłaszcza podczas dużych fal, kiedy to
mocno bujało. Podczas wyprawy mieliśmy kilka atrakcji: pierwsza to snoorkowanie
między rafami i kolorowymi rybkami. Następnie każdy z nas otrzymał prawdziwego
kokosa i mógł go skosztować. Kolejną atrakcją był przystanek na wyspie Menai,
która zachwycała czystym piaskiem i lazurową wodą niczym na Malediwach. Po tym
przystanku przeszedł czas na spacer po tropikach w poszukiwaniu ponad
500-letniego baobabu i obiad składający się z owoców morza. Na koniec owoce i drugie snoorkowanie, które przyniosło mi nieco
adrenaliny, gdyż przewodnicy nie sprawdzili siły prądu morskiego, przez co
praktycznie zostałam przez niego porwana, na szczęście nic się nie stało.
Cała wycieczka była na prawdę super, niemiej jednak trochę nie udało
nam się wstrzelić z porą, gdyż z powodu dużych przypływów musieliśmy pominąć
jeden cel wycieczki, na którym najbardziej nam zależało. Nie udało się też
zobaczyć żadnych delfinów, żółwi i rekinów wielorybich, o których tak dużo
opowiadali. No szkoda, będzie trzeba kiedyś tam wrócić.
Czy warto jechać na Zanzibar?
W zasadzie moja odpowiedź jest bardzo prosta. Oboje z mężem lubmy
podróżować, więc tak na prawdę na Zanzibar prędzej czy później byśmy trafili.
Cieszymy się jednak, że udało się właśnie teraz. Jest to miejsce, które oferuje
bajkowe widoki, pokazuje inną kulturę i potrafi zrelaksować. Czego chcieć
więcej? Jednym mankamentem jest odległość od Polski, bo to jednak bardzo,
bardzo daleko co wiąże się z wysokimi kosztami. Gdybyśmy wszystko dokładnie
podliczyli, razem z parkingiem w Polsce, paliwem na dojazd, wydanymi pieniędzmi
na miejscu, wycieczkami, kosztami testów itp., to cały wyjazd wyszedł nas ok. 14
tys. zł. Jest to sporo, ale tutaj w naszym przypadku doskonale sprawdzi się
cytat: Podróże to jedyna rzecz, na którą
wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi. I właśnie tymi słowami zakończę
swój drugi wpis z Zanzibaru.
*Urlop na Zanzibarze spędziliśmy wspólnie z biurem podróży
Itaka.
Mam nadzieję, że choć w niewielkim stopniu przekonałam Cię do tej
pięknej wyspy jaką jest Zanzibar.
Do następnego!
Komentarze
Prześlij komentarz