Przegląd maseczek w płachcie - A’pieu, Belleza castillo
Pamiętacie mój pierwszy post
dotyczący maseczek w płachcie? Mogliście przeczytać w nim o ich plusach i
minusach, o tym za co je polubiłam i dlaczego wolę je od standardowych masek. Moje
zdanie absolutnie się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie - jestem teraz nawet trochę
maniaczką tych cudnych produktów i coraz częściej po nie sięgam.
Przegląd maseczek w płachcie - A’pieu, Belleza castillo
Dzisiaj, tak jak obiecałam na moim Instagramowym profilu, przygotowałam dla Was pierwszy przegląd masek, które miałam okazję stosować. Tym razem pod lupę wezmę 5 produktów – 4 marki A’pieu i 1 Belleza castillo. Wszystkie trafiły do mnie podczas tegorocznej edycji See Blogers, która odbywała się w czerwcu, przez co miałam sporo czasu, aby bliżej się im przyjrzeć.
Maski, które dziś pokazuję kupimy
za około 10-15 zł. Jest to dość drogo, ale znalazłam patent, dzięki któremu nie
żałuję na nie pieniędzy. Po prostu maseczki wykorzystuję dwa razy! W każdym
opakowaniu mieści się tyle płynu, że ciężko zużyć go podczas jednej aplikacji.
Szkoda więc wyrzucać go do kosza. Dlatego polecam delikatne przemycie maski
wodą lub zakup suchej płachty, którą można wrzucić do resztek płynu. Na drugi
dzień możemy ponownie użyć produkt. Ja ostatnio często tak robię! Nie
przedłużając, przejdźmy do recenzji poszczególnych masek.
Peach & Yogurt Sheet Mask, A’pieu, cena: około 14 zł
Maska z jogurtem brzmi ciekawie. Peach & Yogurt Sheet Mask mieści
się w brzoskwiniowym opakowaniu z bardzo delikatnymi zdobieniami. Sama płachta
jest biała, bez żadnych dodatkowych wzorów. Po otwarciu opakowania od razu czuć
przyjemny brzoskwiniowy zapach. Lubię brzoskwinie więc dla mnie rewelacja.
Zadaniem tej maski jest dogłębne odżywienie, regeneracja, nawilżenie, usunięcie
martwego naskórka oraz wygładzenie skóry. Po aplikacji zauważyłam, że skóra
faktycznie jest gładka, miła w dotyku oraz odpowiednio nawilżona. Zauważyłam
również, że maska delikatnie wyrównuje koloryt. Z chęcią sięgnę po nią
ponownie.
Icing Sweet Bar, A’pieu, cena: około 10 zł
Te maski należą do bardziej popularnych, przynajmniej tak mi się
wydaje. Ciągle widuję je na Instagramie czy blogach bądź w relacjach. Myślę, że
sporo z nas kupuje maski ze względu na wygląd opakowania. Sama niejednokrotnie
się na tym złapałam, a później żałowałam.
Icing Sweet Bar to maska na bazie wody morskiej oraz owoców. W jej
skład wchodzą mandarynki, których zadaniem jest oczyszczenie, rozjaśnienie i
dostarczenie do skóry Witaminy C. W składzie znajdziemy również ekstrakt z
korzenia morwy białej, który jest polecany do cery problematycznej. Dla mnie
maska fajnie rozjaśnia skórę i dodaje jej witalności, a także odpręża. Nie
zauważyłam jednak efektu wow, którego się spodziewałam. Na pewno nie oczyszcza
skóry. Zapach jest przyjemny, a konsystencja rzadka, przez co płyn spokojnie
wystarcza na dwie aplikacje.
Sweet Manuka Honey House Mask, A’pieu, cena: około 12 zł
Maska zapakowana jest w żółtym opakowaniu, które wyraźnie daje nam do
zrozumienia, że w składzie zawarty jest miód. Jest to odżywczo-rozświetlająca
maseczka, której zadaniem jest nawilżenie, odżywienie oraz poprawa kondycji
przesuszonej skóry. Tak więc jest to idealna maska do mojej skóry, ale czy aby
na pewno? W składzie maski znajdziemy miód Manuka, olejek arganowy oraz
ekstrakt ze słonecznika. Po aplikacji zauważyłam, że twarz natychmiastowo jest nawilżona
i gładka. W zapachu płynu wyczuwalny jest miód, ale w ogóle mi to nie
przeszkadza – da się przyzwyczaić. Płyn jest rzadki, ale nie cieknie po twarzy.
Dodatkowo sama płachta ma rozmiar, który fajnie dopasowuje się do mojej twarzy.
Wzór na płachcie przypomina plaster miodu.
Sweet Canola Honey House Mask, A’pieu, cena: około 12 zł
Skład tej maski, a zasadzie płynu
zawartego w opakowaniu, podobnie jak powyżej oparty jest na miodzie. Tym razem jest
to miód Canola, który ma za zadanie poprawić elastyczność skóry. Ponadto w
składzie znajdziemy ekstrakt z tulipanów (co było dla mnie pozytywnym
zaskoczeniem), który nawadnia skórę i ulubiony ekstrakt z arbuza - łagodzący
podrażnienia, tonizujący i odżywiający cerę. Wszystkie te produkty sprawiają,
że skóra po aplikacji jest naprężona, gładka i nawilżona. Zapach produktu,
podobnie jak w przypadku maski Sweet Manuka Honey, jest dość przyjemny. Sweet
Canola Honey ma jednak jeden minus, który mi bardzo przeszkadzał podczas
aplikacji – płachta jest bardzo mała. Zamiast na czole płachta leżała na moich
oczach przez co czułam dyskomfort. Ze względu na to nie kupiłabym jej ponownie.
Edge Cutimal PIG Collagen Mask, Belleza castillo, cena: około 15 zł
Oczywiście zacznę od wyglądu
samej płachty i opakowania, bo jak ją zobaczyłam to mnie zamurowało. Opakowanie,
jak widzicie na zdjęciu, jest kolorowe i w sumie słodkie. Świnka, która jest na
głównym planie rzuca się w oczy. Tyle, że jeśli chodzi o mnie to nie miałam
pojęcie, że świnka będzie znajdować się również na płachcie. Mimo iż wygląda
się w niej śmiesznie, a ja staram się mieć do siebie dystans, nie czułam się w
niej komfortowo. Chodzić przez 15 minut w masce, na której jest świnka z
ryjkiem – bez przesady. Dobrze, że
mojego męża nie było wtedy w pobliżu, bo miałby niezły ubaw, ale co kto woli –
świnka nie dla mnie. Same działanie maski jest natomiast rewelacyjne. Sok z
liści aloesu, hydrolizowany kolagen, mleczko pszczele oraz kwas hialuronowy
doskonale nawilżają, odżywiają, wygładzają i ujędrniają skórę. Efekty widoczne
są tuż po aplikacji. Płyn, który znajduje się na maseczce jest dość rzadki,
jednak nie kapie po twarzy. Ma przyjemny i delikatny zapach, który nie gryzie w
nos. Gdyby nie wzór na płachcie, kupiłabym tą maskę ponownie.
P.s. Zwierzaki na płachcie mile
widziane, ale nie świnki – bez jaj!
Maseczki w płachcie to moi ulubieńcy w szybkiej pielęgnacji. Są idealne po męczącym
dniu czy nieprzespanej nocy. Polecam je również podczas upałów – fajnie
chłodzą. Zaznaczę również, że żadna z masek, które dziś pokazałam nie zapchała,
ani nie podrażniła mojej skóry!
Dajcie znać w komentarzach czy znacie wspomniane wcześniej maski i czy
polecacie też inne.
Zobaczcie też:
Do następnego!
______________________________________________________________
Szukaliście kiedyś nietypowego, a jednocześnie specjalistycznego sprzętu dla siebie czy też na prezent? Ja tak i ostatnio trafiłam na sklep, gdzie można znaleźć całe spektrum takich urządzeń, zaczynając od lutownicy, przez mikroskop stereoskopowy, a na mierniku napięcia kończąc. Poszukiwanie takich rzeczy trochę mnie stresuje (bo to zupełnie nie moja bajka 😊), ale trzeba czasem kupić jakieś narzędzia czy przybory, które przydadzą się podczas remontu czy w warsztacie. Tym bardziej, że przeprowadzka co raz bliżej.
______________________________________________________________
Szukaliście kiedyś nietypowego, a jednocześnie specjalistycznego sprzętu dla siebie czy też na prezent? Ja tak i ostatnio trafiłam na sklep, gdzie można znaleźć całe spektrum takich urządzeń, zaczynając od lutownicy, przez mikroskop stereoskopowy, a na mierniku napięcia kończąc. Poszukiwanie takich rzeczy trochę mnie stresuje (bo to zupełnie nie moja bajka 😊), ale trzeba czasem kupić jakieś narzędzia czy przybory, które przydadzą się podczas remontu czy w warsztacie. Tym bardziej, że przeprowadzka co raz bliżej.
Komentarze
Prześlij komentarz